O projekcie

Przy tworzeniu Kotołaka moim zamysłem było stworzenie czegoś z duszą, będącego praktycznie moim kolejnym wcieleniem. Nigdy nie chciałam powielać… raczej wolę się uczyć od moich muzycznych mistrzów, niż być jednym z miliona zespołów papug. Zamiast dopasowywać się do trendów, wolę wyrażać to co gra w mojej duszy. Zamiast mówić to co ludzie chcą usłyszeć, wolę mówić prawdę – co widzę, co myślę i co czuję. Z pewnością nie przysporzy mi to przyjaciół, nie wyniesie do radia, ani telewizji…I dobrze! Nie jest to moje miejsce, a media masowe to ostatnie miejsce, gdzie można znaleźć muzykę tworzoną z pasją. Bo taki jest Kotołak – tworzony z pasji. Najważniejsze dla mnie jest to żeby siebie wyrażać poprzez sztukę… to czy ktoś za mną podąży jest sprawą drugorzędną. Nigdy nie zmienię swojej twórczości pod czyjeś dyktando. To mój świat i pragnę Ciebie do niego zaprosić.

Historia

Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę zajmowała się muzyką i to w dodatku dziwną odmianą heavy metalu, radziłabym temu komuś odstawić wszystkie używki, zmienić dilera lub brać połowę. Wychowałam się w niemuzycznej rodzinie i jako dziecko nie miałam zainteresowań muzycznych.
 Jedynym zespołem rockowym jakiego słuchałam był Kult. Moje śpiewanie skończyło się wraz z mutacjami głosu iszkołą średnią, która wyprała ze mnie wszelkie ambicje i poczucie wartości. Do świata metalu wciągnął mnie mój były chłopak oraz nasi koledzy ze szpitala psychiatrycznego.
Może i dla większości osób taki epizod byłby powodem do wstydu, ale ja odnalazłam w szpitalu ludzi i muzykę.
Po za tym – nie moja wina, że nikt nie ochronił mnie przed trwającą latami przemocą szkolną i nie przeprowadził
poprawnej diagnozy. Tak powstała mała wkurwiona dziewczynka (pragnę jeszcze zaznaczyć, iż wtedy nosiłam się jeszcze na bardzo krótko), kipiąca nienawiścią do całego świata, a przede wszystkim do siebie. Szpital mnie tylko w tym wszystkim utwierdził. Przed maturą rzucił mnie chłopak. Psychiatra podała podwójną dawkę ketrelu (to były czasy, kiedy jeszcze wierzyłam w lecznicze działanie leków psychiatrycznych i chciałam tą trutkę brać). Jeśli nie wiecie czym jest ketrel to się cieszcie – znaczy nie zaznaliście chemicznej lobotomii. Nie zdałam na wymarzone studia.
Wylądowałam w mieście gdzie nie chciałam studiować, na kierunku, którego nie chciałam studiować. No ale miałam wybór -studia albo praca lub most. Taką wspaniałą radę usłyszeli moi rodzice od psychiatry. Aby zagrozić mi mostem to przestanę pajacować. Czułam się jak największy śmieć. Więc pewnego dnia postanowiłam ze sobą skończyć…pamiętam puściłam sobie Rebel – to było jeszcze w czasie kiedy nie sprzedali się komercji i puszczali prawdziwą rockową muzykę. Wtedy pamiętam leciał koncert Maidenów z Rock in Rio. Zaczęłam oglądać ten koncert i w ten sposób zaniechałam swojej egzekucji. Byłam zdumiona, że 6 facetów starszych od moich rodziców posiada sobie więcej młodzieńczości i wigoru ode mnie. Chwilę później do mojego życia zawitała Metallica. Te dwa zespoły przynosiły mi ulgę i pocieszenie kiedy „wymyślałam sobie ataki lękowe” i „udawałam depresję”. Uświadomiłam sobie jedną rzecz -bardzo chcę grać i opowiedzieć muzycznie swoją historię.
Początkowo nie wierzyłam, że kiedykolwiek stworzę coś samodzielnie. Gitara służyła mi do zabawy w Rocksmith (grę do dzisiaj polecam, jako odskocznię od ćwiczeń i pomoc przy nauce gry na gitarze). Z biegiem czasu człowiek chciał jednak czegoś więcej, zastanawiał się dlaczego to brzmi tak a nie inaczej? Postanowiłam nauczyć się teorii muzyki, zajmowałam się nią z fanatycznym zapałem. W międzyczasie zaczęłam studia, dzięki którym odżyłam. Zajęcia (szczególnie z dziedzin pokrewnych biochemii oraz żywienia zwierząt) sprawiły, że zaczęłam myśleć sama za siebie i zweryfikowałam wpojoną mi wiedzę i normy zdrowotne. Przeszłam na dietę wysoko tłuszczową. Przestałam spożywać słodycze, żywność przetworzoną, zboża, gluten. Przestałam bać się cholesterolu. Wyzbyłam się depresji, zwiększyła się moja odporność psychiczna. Wtedy zaczęłam też weryfikować wszystko, co wmawia się mi, że ma być dla mnie dobre. Przez co zmieniłam się w pewnego rodzaju anty-systemową gwiazdę rocka. Czułam się jakby świat stanął przede mną otworem… dopiero po latach dowiem się co to był za otwór.
Bardzo długo myślałam nad nazwą. Początkowo miał być wilkołak… po czym dowiedziałam, się, że istnieje kilka zespołów o tej nazwie. Większość z nich gra black metal – nie chcę dołączać do tego towarzystwa. Jako, że przez całe moje życie najgłębsze więzi miałam z kotami, to dlatego nazwałam ten projekt Kotołak. Zaczęłam używać GuitarPro,  Polecam ten program do dzisiaj. Moja fantazja muzyczna zawsze przewyższała moje zdolności techniczne. Do dzisiaj używam renderowanych podkładów. Po jakimś czasie zaczęłam pisać „Witchcraft, który wyszedł pod koniec 2017 roku. Kolejny album – „New World Order” wyszedł 10 miesięcy później.

Muzyka zawsze była odzwierciedleniem tego co myślałam i tego co działo się w moim życiu. Wydałam kolejny album – 2020 (reakcja na pandemię) oraz kilka singli. Wszystko miało swoją historię… ale one już od dawna nadają się na książkę. Rok 2020 był również rokiem początku mojej Ciemnej Nocy Duszy, która spowodowała, że wylądowałam w Gdańsku, gdzie napisałam teksty do kolejnych albumów – „Awaken”, „Co ty wiesz o samotności” oraz „Wiwat aktywizm” oraz kilku singli. W 2020 roku zniknęłam z Sondcloud a dema albumów zostały ponownie nagrane i pojawiły się na serwisach streamingowych i YT. Niestety poprzez zaniedbanie pewnego buga przez ekipę techniczną YT musiałam zlikwidować kanał i zaczęłam publikować na Bandcampie oraz na tej stronie. Zamieniłam też lewacko spaczonego YT na pozbawionego cenzury Rumble. 

Historia Kotołaka nadal się pisze. Cały czas są plany i kolejne wyzwania życiowe. Jest jeszcze wiele rzeczy, które chcę zrobić w swoim muzycznym życiu i z tym konkretnym projektem. Tutaj pragnę też podziękować wszystkim, którzy byli ze mną podczas tej muzycznej podróży. Chcę zaprosić również tych, którzy dopiero tu przybyli, aby również stali się uczestnikami tej trudnej, ale niezwykłej przygody. Możecie być również współtwórcami tej historii, bo to od Was zależy jak się potoczy…

Tak pracuję...

Tworzenie muzyki jest fascynującą i duchowo oczyszczającą przygodą. Od pierwszej iskry inspiracji przechodzi przez szereg etapów zanim zamieni się w gotowy utwór. Każdy album i singiel to oddzielna, inna historia, jednakże w moim procesie twórczym można wyodrębnić pewien schemat działania, wspólny dla wszystkich
moich dzieł.
Wszystko zaczyna się od inspiracji. Czasem jest to moja refleksja, czasem reakcja na pewne wydarzenie życiowe, a czasami… po prostu budzi się we mnie chęć tworzenia. Nie szukam inspiracji – to inspiracja znajduje mnie. Tworzenie jest nieodłączną częścią mojego życia. Nie muszę dodatkowo się na nim skupiać. Zawsze zaczynam od pisania tekstu. To głównie w słowach myślimy. Głos jest największym ograniczeniem, więc to do niego dopasowuję całą resztę. Później przechodzę strikte do planowania utworu – tworzę jego szkielet. Myślę co jeszcze dodatkowo chcę do muzyki wrzucić i czy chcę bardziej udziwniać tworzoną muzykę. Później otwieram GuitarPro i tworzę. Wtedy proces zaczyna żyć własnym życiem i potrafi odejść od pierwotnej koncepcji. Wtedy dużo ćwiczę – ćwiczenia rytmiczne czy na skale pobudzają moją kreatywność. Przy okazji pisania muzyki, przeprowadzam też edycję tekstu.
Standardowy skład instrumentalny Kotołaka to 3 gitary + perkusja. Tak korzystam z dodatkowego gitarzysty… to ten, który najczęściej gra jazz na pełnym przesterze. Dziwi mnie, że większa ilość zespołów progresywno – metalowych nie korzysta z tego pomysłu. Taki układ uważam za „trzon Kotołaka”. Przy tworzeniu „Witchcraft” nie
 planowałam wprowadzać dodatkowych instrumentów. Nie planowałam, ale i tak zaczęłam je wprowadzać. Najczęściej dodatkiem są klawisze, chociaż zdarza mi się też dodawać instrumenty orkiestrowe. Wszystko renderowane jest przez GuitarPro, ale w przyszłości mam nadzieję na zakup dobrze brzmiących bibliotek wirtualnych instrumentów. 
Później przychodzi czas na najtrudniejszy dla mnie etap – nagrania. Podkład generuję, jak wielokrotnie wspominałam w GuitarPro. Osobiście poleciłabym eksport do midi i użycie wirtualnych instrumentów. To jest podejście typu „bieda-student” i mam nadzieję kiedyś od niego odejść. Do podkładu dogrywam wokale. Tu najgorszym wrogiem był czas – gdyż zawsze miałam bardzo mało czasu na nagrania… między innymi przez to ich jakość jest dla mnie niezadowalająca. W połączeniu z moimi problemami z gardłem oraz zaciskającym się głosem… no cóżto nie mogło wyjść dobrze. Mam jednak zwyczaj nagrywania rzeczy po kilka razy, starając się uaktualniać wokal w nagraniach do aktualnego poziomu technicznego i poziomu mojego studia. Chciałabym kiedyś
  wykonać nagrania z przyjemnością… czekam na ten moment całe swoje muzyczne życie! Później muszę to co nagrałam zmiksować i zrobić master. Do tej pory to akcja ratunkowa pośpiesznie wykonanych nagrań. Nie należało to do przyjemnych rzeczy… głównie przez to, że nie mam jak tego dobrze nagrać. Głucha nie jestem… chociaż czasem tego żałuję.
Ostatnią rzeczą jest publikacja owocu pracy twórczej oraz wszystkie inne rzeczy nie koniecznie związane z muzyką. Muszę przygotować oprawę graficzną, opisy na Bandcamp oraz stronę. Należy przygotować posty na social media i rozpocząć proces „robienia hałasu” aby każdy wiedział, że nad czymś pracuję. Przy okazji „karmię algorytmy” aby były bardziej łaskawe dla moich postów. Tak w skrócie przebiega proces tworzenia muzyki.

Narzędzia, z których korzystam

Najważniejszym narzędziem jest dla mnie GuitarPro. Jako, że moje możliwości grania na instrumentach są bardzo ograniczone, GuitarPro zastępuje mi zespół i nigdy ze mną nie dyskutuje. To lubię. Program zrenderuje mi
wszystko co ma zapisane w tabach. Tak posługuję się tabami – dla gitary są wygodniejsze niż nuty. Jak chcecie to mnie za to powieście, zdania nie zmienię. Oprócz tego w GuitarPro mogę zrobić pierwszą obróbkę brzmieniową. Fajnym dodatkiem jest wbudowane narzędzie pokazujące rozłożenie skal na gryfie. Oczywiście uważam, że instrumenty wirtualne na MIDI robią lepszą robotę niż render z GP, ale jeżeli nie stać Was na nie, to jakość dźwięku jest akceptowalna.
Drugim narzędziem, bez którego moja praca byłaby niemożliwa jest Reaper. Jest to tak zwany DAW, za pomocą
którego nagrywam oraz wykonuję miksy i master. Tu odbywa się korekta brzmieniowa, edycja (niestety) wokali, ustawienie instrumentów w przestrzeni (tak zwana panorama) oraz nałożenie efektów. 
ChatGPT jest coraz lepszym i modniejszym narzędziem i w życiu muzyka przydaje się do wielu rzeczy. Chcę tu od razu zaznaczyć – nie używam go do pisania tekstów. To moja robota i potrzeba. Jednak sprawdza się w tłumaczeniu treści na język angielski i sprawdzaniu poprawności językowej. Angielski to mój drugi język, potrzebuję czasem sprawdzić czy to co piszę jest poprawne. Kiedy nie mogę znaleźć słowa lub rymy i wtedy ChatGPT również przychodzi z pomocą. Przydaje się w podrzuceniu mi pomysłów na treści na social media oraz w napisaniu przykładowych postów.
Grammarly jest ostatnim etapem sprawdzenia poprawności tekstów i treści tłumaczonych przeze mnie na język angielski. Wyłapie wszystkie literówki oraz błędy gramatyczne.

Szatę graficzną w większości tworzę za pomocą darmowych generatorów A.I. Niestety rzadko kiedy starcza mi to na grafiki do albumów i singli… tutaj muszę posłużyć się ołówkiem i narysować swój pomysł najlepiej jak umiem. A umiem… tak jak umiem. 

Co do grafiki – ważnymi narzędziami są jeszcze GIMP z Canvą pomagające mi w tworzeniu potrzebnych mi graficznych treści. Potrzebuję też mapy myśli, którą tworzę za pomocą XMind. Do organizacji pracy służy mi metoda Pomodoro dzieląca czas na okresy pracy i odpoczynku. Osobiście jako kociara korzystam z kanału Pomodoro Cat.